Sezon grillowy w pełni, choć dzisiejsza pogoda raczej nie zachwyca, nawet do wyjścia po świeże bułki, a co dopiero do biesiadowania na świeżym powietrzu. Jednak już od przyszłego tygodnia zapowiadają ponad trzydziestostopniowe upały, więc z pewnością wrócą entuzjaści jedzenia potraw okraszonych dymkiem. Dziś chciałabym się podzielić swoim przepisem na przepyszne szaszłyki, których nie powstydziłby się chyba żaden szef kuchni, a które również nie będą kosztowały majątek.
Czego będziemy potrzebowali?
- Około 1 kilograma karkówki
- 200-300 gramów boczku
- małe cebulki – najlepiej kilkanaście
- czerwona papryka
- żółta papryka
- zielona papryka
- marynata do grilla (polecam ostrą marynatę od Kamisa)
- patyczków do grilla – sztuk co najmniej kilkanaście
Do dzieła!
Jeszcze przed rozpoczęciem właściwego grillowania, karkówkę myjemy i kroimy w kostkę taką na 2 centymetry i wrzucamy do miski wypełnionej marynatą (połączonej z olejem albo oliwą). Nacieramy mięso i odstawiamy w chłodne miejsce na co najmniej dwie godziny, aby zdążyło zrobić się dostatecznie miękkie i przejść smakiem. W tym czasie możemy zająć się resztą. Paprykę kroimy również na kwadratowo, jednak kawałki niech będą trochę mniejsze, niż mięsa. Cebulę natomiast w dość grube talarki, boczek w cienkie plasterki. Kiedy mięso będzie już dostatecznie miękkie możemy przystąpić do dzieła. Nabijamy kolejno karkówkę, cebulę, boczek (zwijany w rulon) kolejne papryki i jeśli starczy nam miejsca zaczynamy wyliczankę od początku. Na początku może wydawać się, że kilogram karkówki to mało, jednak mi wychodzi zawsze jakieś 20 bardzo „wypasionych” szaszłyków, których i tak zwykle ze znajomymi nie zjadamy, bo już po dwóch mamy dość. Jeśli chodzi o smażenie, to najlepiej kupić brykiet, gdyż nie będzie się palił jak węgiel drzewny, a jedynie oddawał żar, dzięki czemu będziemy mieć pewność, że mięsko idealnie się usmaży. Na jednego szaszłyka trzeba liczyć około 20 minut grillowania, ale naprawdę warto poczekać. Wychodzą takie, że palce lizać.
Smacznego!